Merkel zapada się pod ziemię! Niemiecka policja się WYGADAŁA

TO NIGDY NIE MIAŁO UJRZEĆ ŚWIATŁA DZIENNEGO. W Berlinie musiała zapanować nie lada konsternacja, gdy publicznie podano dane, których – z punktu widzenia niemieckiej dyplomacji – nikt poza ścisłym kierownictwem ugrupowań rządzących, poznać nie powinien.
Berlin prowadzi swoją politykę zagraniczną bardzo starannie. Kanclerz Merkel i szef MSZ Sigmar Gabriel zdobyli się nawet na przyznanie, że to Niemcy – i tylko Niemcy – ponoszą odpowiedzialność za masowe mordy w czasie II wojny światowej.
Prawdopodobnie był to kolejny zabieg wizerunkowy, bo rząd w Berlinie jednocześnie sprzeciwia się nowelizacji polskiej ustawy o IPN, która zabrania m.in. mówienia o „polskich” obozach śmierci.
Jednak temat działań polskiego rządu w tym zakresie powoli cichnie. Teraz niemieckiej dyplomacji i unijnym dygnitarzom zostały wytrącone z rąk kolejne argumenty, za pośrednictwem których mogli na przestrzeni ostatnich dwóch lat atakować Polskę. To kolejne wydarzenie polityczne, które znacznie poprawia pozycję wyjściową Polski rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość w ogólnoeuropejskich konfliktach dyplomatycznych.
Wygadała się… niemiecka policja. Na dobrą sprawę – z polecenia jednej z lewicowych polityk. Niemcy chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że polskie media prawicowe (pozdrawiamy!) natychmiast podchwytują takie smaczki. Wiceprzewodnicząca Bundestagu z ramienia Lewicy, Petra Pau, złożyła niedawno interpelację dotyczącą liczby przestępstw o charakterze antysemickim w Niemczech. Odpowiedź okazała się szokująca – według ustaleń policji, w minionym roku w Niemczech dochodziło do co najmniej czterech antysemickich czynów karalnych DZIENNIE!
W całym minionym roku niemieccy stróże prawa odnotowali 1453 przestępstwa o charakterze antysemickim, choć zakładają, że liczba ta może wzrosnąć, gdyż nie dotarły jeszcze dane ze wszystkich krajów związkowych.
To wynik przytłaczający, zwłaszcza w porównaniu z Polską, w której owszem – dochodzi do kilku incydentów antysemickich – ale ROCZNIE. Te dane – przynajmniej w teorii – powinny nieco uciszyć unijnych polakożerców czy Martina Schulza, którzy nieustannie oskarżają nasz naród, a nawet rząd, o antysemityzm i wszystkie fobie świata.
Tacy politycy chcą przekonać społeczeństwo na całym świecie, że to Polacy „nam brunatnieją” (co jest oczywistym odniesieniem do bojówek Hitlera z lat 30). Tymczasem widzimy, że spuścizna po nazistowskiej ideologii za naszą zachodnią granicą wciąż ma się dobrze. Szkoda tylko, że nikt na forum unijnym, ani nawet w Bundestagu, nie mówi o tym głośno.